jestem z facetem którego nie kocham
Wiek: 23. Odp: Nie chce dłużej żyć z facetem którego nie kocham. W sumie to wolałbym być z osobą, której nie kocham a lubię, pożądam i dzielę z nią pasję niż z osobą, w której się zakochałem a nie ma nic, za co mógłbym ją uwielbiać bez "motylków" Ale Twoja sytuacja jest nieco inna, faktycznie.
Jestem z facetem którego nie kocham co najwyżej lubię go , szanuję. Facet ten jest we mnie szalenie zakochany , jest dla mnie poprostu Aniolem. Ja niestety nie odwzajemniam jego uczuć gdyż moje serce nalezy do innego mężczyzny z którym być poprostu nie mogę bo to zwykły dupek. Wiele przez niego przeszlam.
Mężczyźni często wiążą się z kobietą, kierując się zdrowym rozsądkiem. Ona jest miła, dobra, inteligentna i ładna. Sprawdzi się jako moja żona, pora się ustabilizować. Kobieta nie myśli w ten sposób. Dla niej liczą się emocje, bez których nie potrafi funkcjonować i być szczęśliwą. Przedstawiamy 6 powodów, dla
Kiedy jestem z mężczyzną, którego kocham, także se*s ma inny wymiar. Nie wyobrażam sobie być z kimś, tylko żeby oszukać samotność . Nie mogłabym uprawiać se*su bez chemii i miłości.
Odp: Jestem facetem. Żona wywaliła mnie z domu. Nie wiem co zrobić :- (. Uważam, że nie możesz zawiesić swojego życia na kołku. Teściowie to mądrzy ludzie, że zaproponowali Ci pomoc, mają na względzie też dobro rodziny, która się rozpadła. Zdanie żony bym olała.. Nie masz długo pracy, więc coś nie tak robisz.
Single Chamber Muffler Vs Dual Chamber. Porozmawiajmy o miłości... Ciekawie się zaczyna… Sam Pan mnie sprowokował tytułem swojego nowego programu. Co zatem kocha Pan najbardziej z tego, co Pan lubi? Gdyby to było parę lat temu, powiedziałbym, że najbardziej lubię spać. Nie uwierzyłabym, zważywszy na porę naszej rozmowy - dziewiąta rano! A Pan już w dodatku po porannym programie w Trójce. To prawda. A w dalszej kolejności powiedziałbym, że kocham słuchać muzyki. Ale łapię się na tym, że czas zmienia moje upodobania i są takie momenty, kiedy lubię pracować. Oczywiście, nie za bardzo forsownie, żeby nie przestać tej pracy lubić. Praca to przede wszystkim radio. Nie może być inaczej, skoro od 45 lat jest Pan związany z Trójką. I dlatego w mojej działalności telewizyjnej wytworzyła się próżnia. Więc dogadaliśmy się z TVP2, że zrobię coś nowego. Pozbierałem pomysły, które mi latały po głowie, i postanowiłem sklecić rodzaj magazynu autorskiego. Pana romans z telewizją też zasługuje na szacunek. Zaczął się w 1972 roku od telefonu Mariusza Waltera, który zapraszał Pana do słynnego "Studia 2". A Pan się namyślał aż godzinę! Swoją drogą to zabawne, że kiedy powstała telewizja, traktowano ją jako rodzaj zsyłki z radia. Szli tam, jak się mówiło, ludzie bez wyobraźni. Panu tej wyobraźni nigdy nie brakowało. Dziękuję za komplement. Tak się kiedyś mówiło też w radiu, że tych mniej zdolnych zabierają do telewizji. Ale dzisiaj telewizja jest permanentnym wyzwaniem. Jeśli ktoś nie ma ochoty się z nim mierzyć, niczego tam nie dokona. A mnie czasem korci, żeby spróbować, czy w tym, jak pani powiedziała, ograniczającym wyobraźnię medium można jeszcze zrobić coś, co dzisiejszy widz zaakceptuje. Podkreślam "dzisiejszy", ponieważ stosunkowo łatwo w mojej sytuacji, gdy jest się w mediach już parę dziesięcioleci, odnieść się do tych, którzy mnie znają. Jedni mnie zaakceptowali, inni mnie nie cierpią, ale to określona grupa. I do pozyskania jest element tej milczącej części, o którą tak walczą partie polityczne. Chcę sprawdzić, czy uda mi się ich zainteresować. Telewidzowie kochają Pana za poczucie humoru, ale na internetowych forach obok wyznań w rodzaju "Przystojniaczku, lubię cię" są i takie: "Sporo już w życiu zarobił. Trzeba dać szansę komuś młodemu, a on na emeryturę". W internecie panuje błoga anonimowość, więc napastliwości jest dużo. Nie mam na to wpływu. Bo co mogę zrobić? Albo sobie podetnę żyły po przeczytaniu wrednego postu, albo będę robił to, co - moim zdaniem - część ludzi akceptuje. Najbardziej niezrozumiałe są dla mnie ataki, jakich doświadczyłem po festiwalu w Opolu w 2012 roku, kiedy to wystąpiłem na koncercie z synem. Wprowadził Pan syna do show-biznesu niczym dobra matka pannę na salony. Zaznaczyłem, że to jednorazowa sytuacja, bo akurat był Dzień Dziecka i mnie o taki występ poproszono. Ale to nie trafia do tych, którzy mnie nienawidzą, więc natychmiast dostałem masę uwag na temat jego i mój. Że to nepotyzm, że załatwiam mu robotę itp. Gdyby to brać poważnie, trzeba by zamknąć całą firmę Bliklego, bo przechodzi z pokolenia na pokolenie - toż to czysty nepotyzm! Tyle że Blikle jest prywatną firmą, a TVP nie. Ale nikt nie ma za złe Krystynie Losce, że w telewizji pracuje jej córka Grażyna Torbicka, czy Tadeuszowi Kraśce, że jest tam jego syn Piotr. Talent zawsze się obroni. Jest mnóstwo takich przykładów. A te ataki wynikają z frustracji albo zazdrości. Nie można wszystkiego brać do siebie, bo człowiek musiałby w ogóle nie wychodzić z domu. Najbardziej mi szkoda syna, dlatego że on jest w sytuacji bez wyjścia. Bo jeżeli zrobi coś w mediach, będzie "głupkiem, któremu ojciec załatwił karierę". A jeżeli nie zrobi, będzie - w opinii tych ludzi - tak głupi, że nawet moje wstawiennictwo mu nie pomogło. Ale trucizna w sieci jest i, trudno, trzeba się z tym pogodzić. Dialog, jaki Panowie - przedstawiciele dwóch pokoleń - prowadzili podczas koncertu z okazji 60-lecia TVP, dowodził, jak wielkie jest między Wami porozumienie. To duża sztuka tak wychować syna. Cieszę się, że pani użyła tego słowa, bo między nami porozumienie jest na co dzień. On nawet słucha tej samej muzyki co ja, bez jakichkolwiek moich sugestii. Nie mam zwyczaju niczego mu narzucać. I dlatego nasza rozmowa nie była dęta, nikt jej wcześniej nie zapisał w scenariuszu. Marcin się zgodził, ponieważ miał do mnie zaufanie. Było dla nas naturalne, że mówimy o tym, co nam obu sprawia przyjemność. Jestem z niego zadowolony. Uważam, że dobrze wypadł bez mojego promowania go na siłę. Ale on ma inne zainteresowania - uczy się fotografii i grafiki komputerowej. Słowem, poszedł w ślady dziadka. Pana ojciec Kazimierz Mann był wybitnym malarzem i grafikiem. Czy między Panem a synem był okres, kiedy ta miłość była trudna? Nie chcę zapeszać, ale prawdziwego buntu i dużego konfliktu właściwie nie było. Liczyłem się z tym, że może nastąpić odrzucenie rodziny i ważniejsi staną się koledzy, że podzieli nas światopogląd: spojrzenie na społeczeństwo, kulturę, na wszystko. Ale ów niebezpieczny pod tym względem okres dojrzewania przeszedł niepostrzeżenie. Nawet jak go pytałem, czy robi rzeczy, które chciałby przed nami ukryć, z dość jasnym okiem mówił, że niewiele. Może się udało. Kolejna Pana miłość to dobry żart. Co to właściwie jest? Nie ma na to recepty czy wzoru do rozpisania. Dla mnie dobry żart to ten, który mnie rozbawia. Wzdycham, słysząc pani stwierdzenie, że lubię dobry żart. Bo wokół jest tyle niedobrych, że jestem zmartwiony. Widzę ogromne festiwale żartu w różnych stacjach telewizyjnych. I jeżeli przez dwie godziny raz się uśmiechnę, jest nieźle. Ale może już jestem stetryczałym dziadem, któremu nic sie nie podoba? A nowe polskie komedie? Potrafiłby Pan wymienić jakąś naprawdę śmieszną? Nic mi nie przychodzi do głowy. W większości autorzy uważaja, że jak bohater nie używa bluzgów albo nie stanie mu się coś kompletnie beznadziejnego, np. nie wpadnie głowa w szambo, to nie jest dla ludzi śmieszne. Odbieram to jako rozpaczliwe próby sięgania po ekstrema. A co ostatnio Pana rozśmieszyło? Z żalem muszę powiedzieć, ze głównie śmieszś mnie rzeczy zagraniczne, zwłaszcza świetne brytyjskie seriale komediowe. A z polskich produkcji, niestety, te starsze. Często się uśmiecham, kiedy w TVP Kultura wyciągane są starocie, które prezentujemy z Grzesiem Wasowskim. Wiem, wiem. Najbardziej lubimy te piosenki, które znamy. Zatem: "Archiwizja". Tak, archiwalia. Tam są rzeczy naprawdę zabawne. Bez brutalności i rozpaczliwego szukania rechotu odbiorcy. A co z naszej polskiej rzeczywistości Pana rozbawiło? Może afera Amber Gold? To ma jakiś rys groteskowy, jeżeli pominiemy pokrzywdzonych ludzi, których prezes tej firmy wystrychnął na dudka. Groteska polega na tym, ze w kraju pozornie uporządkowanym, który nie jest już taka zadziwiającą krainą jak za poprzedniego systemu, może bezkarnie prowadzić tego typu działalność człowiek, który ma wyroki! To jest troszkę Ionesco. I to mnie nie śmieszy, tylko zdumiewa. A ta nasza naiwność, wiara w znalezienie żyły złota? To w nas było zawsze. Przecież to nie są legendy, że przed wojną jakiś gość sprzedał drugiemu kolumnę Zygmunta. Ta pazerność i zachłanność pozostały. Bolesne, gdy o rozumie zapominają ludzie, którym się powodzi nie najlepiej i wydaje im się, że w krótkim czasie mogą pomnożyć swoje oszczędności. Polska jest ciągle krajem, po którym krążą najróżniejsi oszuści, domniemane wnuczki, które babciom zabierają oszczędności, fałszywi kontrolerzy itp. To właściwie dramat, a nie śmiech. A inne Pana miłości? Nie chcę być niegrzeczna, ale na pierwszy rzut oka widać, że kocha Pan jeść. To miłość od dziecka? Mamusia dogadzała? No tak, mamusia dogadzała, a potem to się utrwaliło. To mój podwójny dramat, ponieważ ja te miłość musze powściagać, bo ciągle jestem na jakichś dietach. Tyle że ich skuteczność jest słaba. Pewnie, ze przyjemnie jest różne pyszne dania dostać do spróbowania! A tu nade mną jak topór wisi wyrzeczenie i świadomość, że niektórych rzeczy w ogóle nie powinienem jeść. Ale nie odmawia Pan sobie? Są momenty słabości w moim życiu, nie ukrywam. Na pewno wstrzemięźliwości nie pomaga moda na programy kulinarne. Może poszedłby Pan pod prąd i zrealizował magazyn antykulinarny? Widzę, jak czasami lubi Pan namieszać... Mógłbym zrobić parodię, bo rzeczywiście na specjalistów od gotowania jest teraz moda - od telewizji śniadaniowej po telewizję na dobranoc. Niewykluczone, że w moim programie pojawi się kącik kulinarny. Może trochę pomieszamy. Mam parę pomysłów, które są rodzajem parodii tego, co popularne. Śmiał się Pan kiedyś z teleturnieju "Koło fortuny" i Magdy, asystentki prowadzącego, do której zwracał się: "Magda, podaj panu literkę". Dzisiaj taka Magda jest Wodzianka w programie Wojewódzkiego. Ale Magda przy Wodziance to wzór skromności. Pan także ma asystentkę... Ani we mnie, ani w całej ekipie nie ma chęci epatowania nowoczesnością, w rodzaju: jeszcze bardziej się będzie błyskało, jeszcze bardziej rozebrane będa kobiety. U mnie nic nie będzie bardziej. Przy całej mojej sympatii dla młodych kobiet, które mają troszeczkę co pokazać, choć powinny troszkę ukryć, najbardziej zdumiewające jest to, ze taka Wodzianka jako typ staje sie nagle kimś rozpoznawalnym i ważnym, niemal na równi z Januszem Gajosem albo… ...z Januszem Głowackim. Ale skąd! Głowacki przy niej przepada! Za mało występuje. A społeczeństwo jakoś tak się formatuje, że użyje tu nowoczesnego słowa, że wielość "pojawień się" na ekranie i w kolorowych gazetach jest równoznaczna z ważnością tej osoby. To jakaś straszna herezja współczesna. Nie kocha Pan celebrytów. Nie tyle ich samych, ile otoczki, która im towarzyszy. Dziennikarze robią z nich nie wiadomo co. Przez całe tygodnie opisują historie kota znanego kogoś albo piszą o butach, które włożył. Albo też, że ktoś tak się nachylił, ze widać było kawałek tyłka. Błędne koło. A potem ten biedny celebryta, który raczej nie jest profesorem uniwersytetu, uważa, że jak się nachyli i coś mu wyjdzie bokiem, to jest to właśnie ważne i tak trzeba robić. Więc on się nachyla bez przerwy, a inni go fotografują. Pan kiedyś rozmawiał na antenie z dziećmi. Otóż nawet one pytane na Karuzeli Cooltury, dlaczego warto pracować w telewizji, odpowiedziały bez namysłu, że dla sławy i pieniędzy… To bym przyjął, tylko trzeba by im wytłumaczyć, co to jest prawdziwa sława. Bo to, że moja gęba będzie rozpoznawana, to jeszcze nie jest sława. Ale ja juz jestem z innego pokolenia. A kocha Pan sławę? Nie, nie, nie. Absolutnie zaprzeczam. Popularność, ta pozytywna, jest przyjemna. Jak spotkani przypadkowo ludzie coś miłego powiedzą, że oglądali, pamiętają, jest sympatyczne. Ale jestem jak najdalszy, co mogą potwierdzić wszyscy moi bliscy, od kochania sławy. Chyba widać, że nie pcham się na bankiety ani pod kamery. Nie lubię takich spędów i gadania o niczym. Wolę w tym czasie obejrzeć film albo poczytać. A pieniądze Pan kocha? Pieniądze są wygodnym środkiem do życia bez stresu. Ale bywało różnie, bo nie jest tak, że całe życie miałem zabezpieczone finansowo. Na szczęście po mamie odziedziczyłem nienaukową ekonomię wydatków. I nawet jeśli trzeba było łatać budżet, robiłem to bez stresu dla mojej rodziny. A teraz, kiedy finansowo jestem okrzepnięty, mam więcej spokoju. Ale nie ma z tego powodu żadnej euforii nocą podczas liczenia złotych talarów. No a mieszanie Pan kocha? Niedawno, i to po 19 latach, namieszał Pan widzom "Szansy na sukces", a zwłaszcza niedoszłym uczestnikom, kolejnym Steczkowskim i Cerekwickim, którzy mieli nadzieję zabłysnąć. Myśli pani, że to ja namieszałem? No może… Program i tak chylił się ku końcowi. Oglądalność spadała, wiadomo było, że już niedługo pożyje. Więc nie było tak, że uciekłem z okrętu, który nabierał wody. Kilka sytuacji, które tam nastąpiły, nieuczciwie opisanych przez tzw. świadków, spowodowało, że przyspieszyłem moje odejście. I na tym chcę skończyć, bo tylko winni się tłumaczą, a ja uważam, że winny niczemu nie jestem. A w podjęciu decyzji dopomógł mi sen… Podobno przyśnił się Panu biskup Jan Paweł Woronicz. Nie wiedziałam, że wierzy Pan w duchy. Wierzę. To nie był duch, to był sen proroczy. Nie było tak, że on zapukał do moich drzwi, tylko nagle ukazał się w głębi mojej podświadomości. Wiara czyni cuda, wiadomo. W jednym z archiwalnych programów był Pan nawet Bogiem. To miłe uczucie? Kiedyś w każdym programie przebierałem się za kogoś lub za coś, więc Bóg w sensie technicznym, czyli przebiórek, nie był niczym nadzwyczajnym. Ale o ile pamiętam, miałem tam ładne aniołki, więc to było dość przyjemne. Przykro mi, panie Wojtku, aniołkami byli faceci… Naprawdę? To musiało mi się pomylić. Może dlatego wyparł Pan to z pamięci, że temat, jaki z aniołami Bóg "przerabiał", był arcytrudny: "Polska". To program sprzed lat, ale wszystko, o czym mówiliście, jest wciąż aktualne. To dość bolesne. Kiedy w chwili melancholii zdarza mi się oglądać stare taśmy, część jest jakby robiona na potrzeby współczesności. To nie jest krzepiące. Pan Bóg w Pańskiej osobie skwitował wtedy zajęcia stwierdzeniem: "Biedna ta Polska". Inna ona była wtedy, ale teraz też jest sporo rzeczy, nad którymi Pan Bóg by się zadumał. W czym jesteśmy biedniejsi, a w czym bogatsi? Z natury jestem optymistą i uważam, że Polska w dużej mierze rozwinęła się w dobrym kierunku. Ale dotykają nas też rzeczy niekorzystne. A przy naszych skłonnościach do narzekania zawsze będziemy szukali minusów. Z jednej strony mamy np. czym się pochwalić - zorganizowaliśmy mistrzostwa Europy, jedyną taką imprezę w historii, a z drugiej strony jest zalew krytyki: autostrady nieskończone, dach się nie zasunął, trawa nie tak urosła, a co my z tym stadionem zrobimy itd. Wszystko jest powodem do narzekania. Często ci, którzy narzekają, są młodzi i nie wiedzą, jak było. Sam fakt, że teraz można bez wizy i paszportu polecieć w jakieś miejsce świata, z perspektywy mojego pokolenia jest fantastyczny. Młody tego nie docenia, bo ma to dane, z tym się już urodził. Mam świadomość postępu, tyle że w niektórych dziedzinach jest on zbyt powolny. Miłość ostatnia, panie Wojtku - na frasunek, jak mówi przysłowie, dobry trunek. Pan podobno lubi whisky. Chciałbym wyraźnie powiedzieć, że nie jestem pijakiem. Nie testuję też tej whisky co drugi dzień. Nie jest to dla mnie płyn, którego używam po to, żeby się znietrzeźwić, tylko żeby mieć przyjemność ze skorzystania. Bo to rzeczywiście trunek, który mi odpowiada. Mniej jestem miłośnikiem koniaków czy wódek. A jak gdzieś bąknąłem, że lubię whisky, to zaraz pojawiły się komentarze: "Aha, bo wódka mu nie smakuje!". A co to, nie wolno mieć własnego gustu?! Została nam jeszcze miłość od kobiet... O żonę nie pytam, bo to oczywista oczywistość. Lubi Pan kobiety? O tajemnych miłościach nie powiem. Żona, wiadomo! A po żonie pałam miłością do wszystkich kobiet świata.
napisał/a: kuba19831 2010-01-16 01:45 Jestem ze swają dziewczyna od 1,5 roku. Początek był obiecujący ale z czasem moje zainteresowanie słabło, ze względu na to żę mamy inne zinteresowania, ja jestem aktywny lubie nowe wyzwania lubie dużo planować lubię też sport ona natomiast jest bardziej domatorką, nie ma takiej chęci parcia do przodu. Sprawa wygląda tak że obobje mieszkamy z rodzicami. W moim przypadku maja mama najechętniej już dziś robiłąby wesele bo lubi moją dzewczynę. Ja natomiast nie kwapię się do oświadczyn. Nie wiem czy widzę moją dziewczynę jako partnerkę mojego życia. Nie mam też większego doświadczenia w związkach. Nie jestem też młody mam 26lat, moja dziewczyna jest 2 lata młodsz. Większość moich znajomych już się pobrała lub mają terminy wesela a ja odczuwam z tego powodu jakąś presję. Nie chciałbym spędzić życia z niewłaściwą osobą ale też nie chciałbym spędzić życia sam bo prawda jest taka że w tym wieku nie ma już dużego pola manewru. Jeśli ktoś przczytał cały tekst to dziękuję. A jakie wy macie doświadczenia odnośnie tego czy wasz partner to ten jedyny. Czy ktoś z was miał podobną sytuację? Czy ktoś z was pobrał się z partnerem którego nie był pewiem czy kocha lub nie kochał? napisał/a: ~gość 2010-01-16 02:29 Ja rozstałem się z dziewczyną po 6 latach, właśnie przez różnice charakteru. Moim zdaniem pośpiech w takich sytuacjach nie jest wskazany. Jak nie jesteś pewny czy to ta jedyna, to poczekaj. Jak będzie tylko gorzej to ślub tego nie zmieni. Pozdrawiam napisał/a: TakaJa 2010-01-16 10:39 Dokladnie poczekaj nie spiesz sie ma sensu brac slubu przed strachem przed samotnoscia, skrzywdzisz nie tylko siebie ale tez ja. Pomysl ona napewno nie marzy o tym zeby byc z facetem ktory jej nie kocha a jest tylko z nia z czystego ze dosc szybko wkradlo sie takie myslenie w twoj zwiazek.. to tez o czyms swiadczy. Zastanow sie powaznie czy ty ja kochasz czy moze tylko wlasnie jestes przyzwyczajony,dobrze ci z nia i boisz sie samotnosci. A znajomymi w ogole sie nie przejmuj boi moim zdaniem 26 lat u faceta to jeszcze nie tak starsznie duzo i jak nie wezmiesz slubu teraz to nie bedzie tragedii. napisał/a: Retroaktek 2010-01-16 14:07 Ja Ci tak tylko, żeby utwierdzić w postach poprzedników podam pewien obraz - wyobraź sobie, że jednak już jesteście małżeństwem i wciąż nie jesteś pewien czy postąpiłeś dobrze. Czy masz większe "pole manewru"? Nie sądzę Nie mówię, że trzeba się z nią rozstać, ale przemyśleć to, ewentualnie pogadać z nią - czasu masz sporo, a z wiązaniem się na całe życie nie należy się spieszyć. Pozdrawiam! napisał/a: 24aa6b55865ebcf3c8224dc8251d83831239d4c1 2010-01-16 18:46 Przedmówcy dobrze radzą. Ślub byłby zdecydowanie bardzo złym pomysłem. Do małżeństwa trzeba być w 100% przekonanym, a do tego mieć za sobą jakiś rozsądny czas razem lub przynajmniej intensywny pod względem częstotliwości spotkań, by praktyka dnia codziennego mogła dać podstawy, że to przetrwa. Na pewno nie chcesz być do końca życia z kimś, kogo nie kochasz. I co więcej - uważam, że nie masz prawa decydować się na ślub, jeżeli nie jesteś pewien swoich uczuć. Zbyt poważna sprawa i dotycząca kogoś więcej niż Ciebie samego. Stąd nie przejmuj się znajomymi, rodziną itp., lecz spędzaj jak najwięcej czasu i rozmawiaj ze swoją lubą o Was, o łączącym Was uczuciu i planach na przyszłość. Powiedz Jej szczerze, gdzie widzisz problemy, różnice charakteru i spróbujcie dojść do kompromisu w tych kwestiach Moje doświadczenia są takie, że nie mam żadnych wątpliwości co do tego, czy to Ta jedyna. Ale trzeba wziąć na to dwie poprawki: znamy się wiele lat, a sam związek nie jest jeszcze na tyle długi, by na pewno wyeliminować efekt "zauroczenia" Powodzenia - na pewno będzie dobrze. napisał/a: pcheelka 2010-01-16 21:08 Jeśli masz jakiekolwiek wątpliwości, to nie rób nic na razie. Lepiej przeczekać sprawdzić jak i co, niż później żałować, lub bawić się w rozwody. Myślę, że nie jest prawdą, aby w wieku 26 lat mieć obawy co do znalezienia partnera. Mężczyźni mają łatwiej, mogą mieć młodsze partnerki. Także bez paniki :) napisał/a: Magulka 2010-01-17 09:25 Dołączam się do poprzedników. Nie ma co robić nic na siłę. Jeśli po 1,5 roku masz problem z określeniem się w kwestii - kocham/nie kocham, to aż strach pomyśleć co będzie za 5 lat Współczuję... Współczuję Ci również dlatego, że mając 26lat czujesz się "niemłodo". Jesteś w moim wieku i czujesz się staro? Pytanie, to jak się będziesz czuł za np 10 lat? Ja bym się zastanowiła nie tylko nad zmianą dziewczyny, ale w ogóle na "przemeblowaniu" swojego życia napisał/a: ~gość 2010-01-17 09:30 krotka pilka- jest milosc, jest pewnosc. nie ma milosci- nie ma pewnosci... az sie boje co bedzie jak bys sie z nia ozenil, a w wieku 40 lat przechodzil kryzys wieku sredniego... i zaczal sobie szukac pol manewrów napisał/a: Zszokowana 2010-01-18 08:57 A ja Ci powiem tak! Wczoraj mój facet po prawie 8,5 letnim związku, gdzie za 1,5 roku planowaliśmy ślub, jesteśmy rok po zaręczynach oznajmił mi że już mu nie zależy i nie wie ale najprawdopodobniej już mnie nie kocha:) ale do czego zmierzam, mianowicie do tego, że czuję już tak od 2 miesięcy - tylko że ja nic o tym nie wiedziałam i tu najbardziej się dziwię, że nie potrafił mi powiedzieć, że przestaje mu się podobać i nie zrobił kompletnie nic żeby coś naprawić w tym związku!!!!!!a teraz jeszcze podejmujemy jakieś próby reanimacji ale myślę, że i tak nic z tego nie będzie. Więc radzę Ci pogadaj z dziewczyną i zastanówcie się, co zmienić co zrobić żeby było lepiej między Wami, żeby Tobie zaczęło jeszcze bardziej zależeć! napisał/a: lodyga 2010-01-18 09:08 Popieram Magulka...ty po 1,5 roku nie wiesz czy ja kochasz??A jeśli jest różnica charakterów to po co siebie i ją męczyłeś tyle czasu? napisał/a: kuba19831 2010-01-18 21:03 Po poscie 'lodygi' muszę sprostować. Ja naprawdę gratuluję ludziom którzy potrafią lub był im dane się zakochać i podtrzymywać to uczucie do końca życia. Jednak wydaje się że zdecydowana większość ludzi jest na początku zauroczona, czemu i jak podlegałem. Jednak z czasem zaczynamy postrzegać rzeczy bardziej przyziemnie i powstają pytania a niekiedy wątpliwości. Moj temat ma na celu poznać opinie innych, którzy być może mają podobne doświadczenia i przemyślenia jak ja. Pytanie moje jest takie czy byłęś/aś pewna podczas np ślubu że to ta jedyna osoba, tak na 100%. Odpowiadając 'lodydze' zapewniam cię że nasze spotkania nie są męczące a różnice charakteru z czasem się dotarłu ale czy niezastanawialiście się czy można ten czas przeżyć z kimś innym jeszcze pełniej jeszcze wyrażniej jeszcze pewniej? napisał/a: Fila 2010-01-18 21:14 Zdepresjonowana napisal(a):krotka pilka- jest milosc, jest pewnosc. nie ma milosci- nie ma pewnosci... to chyba nie do końca tak...zdarzyć się może wszystko i pewność to zwykłe otępienie umysłu, spowodowane zakochaniem ;) Ja i mój Chłopak mamy skrajnie odmienne charaktery. Bycie z nim jednak bardzo mnie zmieniło - poglądy, podejście do ludzi itd. On też nie jest już taki jak parę lat temu. Tak też może być w Waszym przypadku, ale nie musi. [ Dodano: 2010-01-18, 21:16 ]Zszokowana napisal(a):A ja Ci powiem tak! Wczoraj mój facet po prawie 8,5 letnim związku, gdzie za 1,5 roku planowaliśmy ślub, jesteśmy rok po zaręczynach oznajmił mi że już mu nie zależy i nie wie ale najprawdopodobniej już mnie nie kocha:) ale do czego zmierzam, mianowicie do tego, że czuję już tak od 2 miesięcy A jeszcze dziwniejsze jest to, że po ponad 8 latach wystarczył mu 2-miesięczny kryzys by zakończyć związek!!!! [ Dodano: 2010-01-18, 21:18 ]Inon napisal(a): Stąd nie przejmuj się znajomymi, rodziną itp., lecz spędzaj jak najwięcej czasu i rozmawiaj ze swoją lubą o Was, o łączącym Was uczuciu i planach na przyszłość. Powiedz Jej szczerze, gdzie widzisz problemy, różnice charakteru i spróbujcie dojść do kompromisu w tych kwestiach Mądre słowa
Strony 1 Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź 1 2009-05-28 13:44:39 Ostatnio edytowany przez nieszczęśliwa (2009-05-28 13:46:23) nieszczęśliwa Niewinne początki Nieaktywny Zarejestrowany: 2009-05-28 Posty: 3 Temat: toksyczny związek z facetem którego nie kochamWitam Wszystkich bardzo serdecznie, po raz pierwszy loguje się na jakimkolwiek forum, ale po prostu jestem już tak bardzo zrozpaczona i załamana, a też nie mam nikogo komu mogłabym się wyżalić więc postanowiłam napisać do Was. Zacznę od tego, że jestem w 'toksycznym' związku od ponad 5 lat, z chłopakiem który jest 6 lat ode mnie starszy i który jest rozwodnikiem, żona od Niego odeszła do innego. Nie kocham Go, zresztą chyba nigdy nie kochałam, może kiedyś, na początku ale to raczej nie była miłość, tylko przywiązanie, przyzwyczajenie. Poznaliśmy się w pracy, Jego w tym czasie zostawiła żona, a ja byłam sama, On jest moim pierwszym chłopakiem. Minął już tak długi okres od kiedy jesteśmy razem i teraz widzę, że jedyne powody dla których z Nim jestem, to mieszkanie, które wspólnie wynajmujemy, pies i przyzwyczajenie, lęk przed byciem samotna, okropny lęk przed tym, że sama sobie nie poradze. Bardzo, ale to bardzo chciałabym odejść, odetchnąć, poczuć wolność i swobodę, samodzielnie decydowac o sobie..., problem polega na tym, że nie mam dokąd, na wynajęcie pokoju mnie nie stać, zresztą nie wyobrażam sobie mieszkania pod jednym dachem z obcymi ludźmi, nie jestem zbytnio towarzyska, jestem typem samotnika, intrawertyka, a po drugie do domu rodzinnego także nie wróce, ponieważ mój tata nadużywa alkoholu. Nie wiem..., czuje się tak starsznie samotna, bezsilna, nie rozumiana, nie mam przyjaciół, ba nawet nie mam żadnej bliskiej koleżanki, czego też nie rozumiem, jestem wesołą dziewczyną, ale jakoś tak ludzi do mnie nie ciągnie. Mój chłopak jest dobrym człowiekiem, uczynnym, ale ja Go po prostu nie jestem w stanie pokochać. Jeśli chodzi o seks to jest to dla mnie starszna udręka, musze się wręcz do niego zmuszać, nie czuje żadnego pożądania żadnej chęci, dla mnie seks (z Nim) mógłby nie istnieć. Kiedy się pokłócimy to wtedy jest strasznie..., On wcale nie dba o to żeby się pogodzić, o każdą kłótnie to ja musze zabiegać, nieważne czy powstała z Jego, czy z mojej winy (zresztą z Jego nie powstają żadne kłótnie), muszę błagać o zgodę, przepraszać, choć tak naprwadę myśle sobie wtedy co innego, przepraszanie jest niezgodne często z moim sumienie, ale na rzecz zgody musze się kajać i przepraszać, zawsze JA, musze się poczuwac do takiego obowiązku i do winy oczywiście, strasznie się wtedy czuje, jestem taka upodlona, ale co mam zrobić, kiedy fatalnie znoszę zgrzyty miedzy Nami, chodza mi wtedy po głowie różne myśli, za chwilę zaczynam szukać pokoju i po prostu jednym słowem wariowac. Kiedy mu oznajmiam, że się wyprowadzam (choc i tak w konsekwencji tego nie czynie) to słysze id Niego "znowu", lub "rób co chcesz", nawet nie wiecie jak to bardzo boli, kiedy po 5 latach związku widze że jest Mu obojętne czy jestem, czy też mnie nie ma. Nie ma też miedzy Nami tematów związanych ze ślubem, z dziećmi, jest mi tak przykro gdy słysze że ktoś wychodzi za mąż, mnie to chyba nie czeka. Jak się kiedyś zapytałam o kwestie naszego ślubu to osłyszałam "no przecież wiesz, że chcę byc z Tobą do końca życia", i tyle..., a ja się pytam siebie w jakiej formie?, w takiej jak teraz jesteśmy..., choć też prawda jest taka, że jakby mi się oświadczył to raczej na pewno moja odpowiedź brzmiałaby NIE!!! Sami widzice, czasem się zastanawiam, że to może coś ze mną jest nie tak, że to ja stawrzam jakieś problemy. boli mnie że nie potrafi się o nas starać, że kiedy wybiegam z domu cała we łzach, a potem wracam to potrafi siedzieć przed tv lub grać w gre na komputerze, dlaczego tak robi???, dlaczego tak się dzieje, co to ma oznaczac???, czy może mi to ktoś wytłumaczyć..., naprawdę nie rozumiem męskiej psychiki i toku myślenia. Ale, kiedy jest między nami ok to potrafi być zupełnie innym cżłowiekiem, czułym oddanym, widzę, że ma dwie twarze i dlatego jest mi tak bardzo ciężko z Nim być, lecz serce podpowiada odejdź..., a ja nie wiem gdzie, do kogo i jak i wiem też że jak nie teraz, to kiedys może być już za póżno, bo pojawią się dzieci, a wtedy to już będę chyba tylko sobie płuć w twarz i nigdy tego sobie nie wybaczę, nie wiem..., nie wiem juz kim On dla mnie jest 2 Odpowiedź przez ewka85 2009-05-28 14:07:19 ewka85 Dobry Duszek Forum Nieaktywny Zawód: Grafik komputerowy Zarejestrowany: 2009-05-27 Posty: 110 Wiek: 24 Odp: toksyczny związek z facetem którego nie kocham Jezeli go nie kochasz to nie warto sie poswiecac, moim zdaniem w takiej sytuacji powinnas wynajac pokoj z innymi ludzmi, to nie jest wcale takie zle rozwiazanie, szczegolnie zwazywszy na to ze nie masz znajomych. Tez bylam przez 5 lat w zwiazku, tylko u nas wszystko bylo inaczej, ukladalo sie wszystko idealnie i w momencie gdy zerwalam z nim nikt, znajomi, rodzina nie wiedzieli co sie stalo, przeciez tak dobrze bylo w naszym zwiazku. Ale ja po prostu go nie kochalam, to bylo przyzwyczajenie, rozmawialismy o slubie, dzieciach, ale nic nie ruszalo w tym kierunku. O wszystkim musialam decydowac ja, i tak samo wszystko co ja zrobilam bylo swietnie, to mnie dobijalo, bo nie chodzi o to w zwiazku zeby jedna osoba podejmowala zyciowe decyzje. Zastanawialam sie nad tym pol roku, powiedzialam dla chlopaka o swoich planach, ze chce zostac zagranica na dluzej i ze daje mu pol roku na jakies decyzje, gdyby mi sie oswaidczyl moze byloby inaczej, moze bym sie zgodzila, moze bysmy wrocili do Polski i moze bylibysmy nadal ze soba. Po pol roku nic sie nie zmienilo i chyba dobrze ze tak sie stalo, bo teraz jestem pewna ze nie kochalam go juz od dawna, a traf chcial ze poznalam innego chlopaka i po tygodniu zerwalam. Potrzebna mi byla taka terapia wstrzasowa, ktos inny, zebybm uswiadomila sobie ze naprawde nie chce juz z nim byc. I obojetnie co by sie wtedy stalo, czy bylabym z tym nowopoznanym czy nie, wiedzialam ze nie chce wrocic. Od pol roku jestem z chlopakiem ktorego wtedy poznalam, jest mi z nim bardzo dobrze, ale niestety mamy wlasnie kryzys w zwiazku i moze nie jestem osoba kompetentna do udzielania jakichkolwiek rad, ale wiem ze chce z nim byc i o to bede walczyla, mysle ze wlasnie jego kocham, bo inaczej nie chcialabym tego robic. Wiem ze moze wydawac Ci sie to trudne, bo tez sobie nie wyobrazam zycia bez niego, boje sie zostac sama, ale skoro po 5 latach masz takie watpliwosci, to co bedzie na rok, za 2 lata. Znajdziesz sobie kogos innego, kogo pokochasz i wiem ze ze mna bedzie tak samo jezeli nie przetrwamy tych chwil, ale nie warto sie zalamywac, trzeba dzialac Wszyscy mężczyźni są tacy sami, mają tylko różne twarze, żeby można było ich rozpoznać 3 Odpowiedź przez Desire1987 2009-05-28 14:08:20 Desire1987 Przyjaciółka Forum Nieaktywny Zarejestrowany: 2009-05-20 Posty: 1,282 Odp: toksyczny związek z facetem którego nie kocham nie stać Cie na wynajecie pokoju? przeciez pracujesz? moze sie uda...poszukaj poprzegladaj ogłoszenia...nie ma sensu tkwic w czyms takim! sama dobrze o tym wiesz...zbierz sie w sobie i zacznij działac! nie masz naprawde nie masz zadnej kolezanki z która mogłabys pomieszkac?dlaczego robisz z siebie zyciowa nieudaczniczkę? i z góry zakładasz ze bez niego nie dasz sobie rady??jesli naprawde nie starcza Ci kasy na wynajęcie pokoju to moze pomysl o poszukaniu sobie nowej pracy? Wiesz dlaczego Twój facet sie tak zachowuje? Dlaczego jest obojętny i nie robią na nim wrazenie grozby ze sie wyprowadzisz?? bo i tak wie ze tego ine zrobisz! Ty tez to wiesz...i utwerdzasz go w fakcie ze bez niego jestes nikim! ze nie dasz sobie sama rady! a przeciez to bzdura!! Nie rób z siebie męczennicy i ofiary losu...wez sie w garsc dziewczyno i zacznij cos robic ze sobą!! nic samo do Ciebie nie przyjedziei nie mówie tak zeby Cie dołowac tylko zebys sie otrząsneła ze twoje zycie sie nie zmieni jesli nic z tym ine zrobisz...wręcz przeciwnie..będzie gorzej!a co zrobisz jelsi on któregos dnia powie Ci zeby s sie wyniosła bo ma kogos albo nie chce z Tobą zyc?? jak sobie wtedy poradzisz z przekonaniem ze nie dasz sama sobie rady?? na dworzec pójdziesz?? " Bo Miłość boli" powiedział zając ściskając jeża... 4 Odpowiedź przez nieszczęśliwa 2009-05-28 14:41:48 nieszczęśliwa Niewinne początki Nieaktywny Zarejestrowany: 2009-05-28 Posty: 3 Odp: toksyczny związek z facetem którego nie kochamDziękuje Drogie dziewczyny, że zainteresowałyście się moim postem, jestem ogromnie wdzięczna. Do Desire 1987 - naprawdę nie mam ani jednej koleżanki u której mogłabym zamieszkać, żadna z nich nie ma takich warunków aby przyjąć mnie pod swój dach, zresztą samych koleżanek mam bardzo nie wiele a poza tym nie można komuś siedzieć na głowie niewiadomo jak długi czas. To prawda, pracuje ale nie zarabiam nawet tysiąca, czesne za szkołe wynosi 300zł., kolejne 300zł. wynajęcie pokoju a gdzie reszta na życie?, na rodziców nie mogę liczyć. Wiem, że On zachowuje się tak bo doskonale wie o tym, że choćby niewiadomo jak się między Nami nie działo to ja cały czas będe tkwić w tym marażu i nic z tym nie zrobie..., przyzwyczaiłam się do wygody, do spokoju w domu i do bezproblemowej pracy i żadnej z tych kwesti nie umiem zmienić, tak żeby zacząć żyć inaczej, żeby coś zmienić. Zrobiłam się wygodna bo po prostu jest mi tak dobrze, chce zmiany ale nie robie nic w tym kierunku i tak sobie czekam, w swoim cierpieniu jak Mu przejdzie, jak się pogodzimy, bo przecież zawsze prędzej czy później się godzimy i znowu będę udawać że jest ok, jaka tp ja jestem "szczęśliwa" i w ogóle. Wiecie, ja mam tendencję do użalania się nad soba, z Niego robie Pana a z siebie niewolnicę, mam bardzo niskie poczucie właśnej wartości, jestem samotnikiem, żyjącym w swoich marzeniach, od Niego się uzależniłam, wszystko zawsze robiłam pod Niego, byle byśmy się nie kłócili, byle by było dobrze, musiałam wielokrotnie zaciskać język za zębami ponieważ jemu nic kompletnie od siebie nie możnaq powiedzież bo za chwilę się obraża, to jest Jego stara metoda i zagrywka. Nie wiem, ale cały czas się boje, żal mi tych wspólnych lat, wspomnień, bo przecież nie zawsze było źle, bywały dobre chwile, nie wyobrażam sobie jak bym się miała pakować, tyle wspólnych rzeczy, jak zostawić za sobą 5 letni związek i zacząć żyć od nowa, ale już samemu?..., nie wiem. Jestem od Niego uzależniona, tak, wiem o tym, wydaje mi się że jak nie On to nikt inny, że nie jestem warta niczyjego zainteresowania, ale czuje w głębi serca że go nie kocham..., serca się nie oszuka, przez ten cały czas ciągle oszukuje siebie, wiecie jakie to trudne każdego dnia grać, udawać mówic "kochanie", że się tęskniło itp., itp., mówiłam tak do Niego i kłamałam, oszukiwałam własne serce, i choć nie raz było też dobrze a On potrafił być czuły i taki kochany i co by dla mnie nie zrobił to i tak nie miało to dla mnie większego znaczenia. 5 Odpowiedź przez Marta_Zurowska 2009-05-28 14:46:00 Marta_Zurowska Net - EKSPERT Nieaktywny Zawód: psycholog, psychoterapeuta Zarejestrowany: 2009-02-10 Posty: 157 Wiek: 26 Odp: toksyczny związek z facetem którego nie kocham Przeczytaj swoj post i powiedz co bys poradzila gdyby pisal to ktos inny??Tylko nie pisz "ja bym poradzila to, ale ze mna to co innego, bo ja...." tylko napisz co bys poradzila a potem dalej pogadamy:) "Odkryj kim jesteś i pozostań sobą"Gabinet psychologiczny 6 Odpowiedź przez ewka85 2009-05-28 14:54:04 ewka85 Dobry Duszek Forum Nieaktywny Zawód: Grafik komputerowy Zarejestrowany: 2009-05-27 Posty: 110 Wiek: 24 Odp: toksyczny związek z facetem którego nie kocham My mozemy pisac i doradzac Ci, ale jezeli sama nie bedziesz pewna czego chcesz, to nie ma szans ze cos sie zmieni. Nikt nie mowi ze bedzie latwo. Przypuszczam ze za dwa miesiace tez bedzie mi ciezko jezeli nie wyjdzie mi z moim chlopakiem, wszyscy moi wspollokatorzy wracaja do Polski, Slowacji, zostane sama, z marna wyplata, bo pracuje 3 dni w tygodniu i rowniez place za szkole, ale zrezygnuje z czegos, z zakupow, silowni, innych wydatkow i sobie poradze, ty tez, nie bedzie tak zle. Poszukaj jakiegos pokoju, moze nie ze studentami, a przy jakiejs rodzinie, albo ze starsza osoba, u nich naprawde nie bedziesz placila duzo. Poczatki beda trudne, bedziesz za nim tesknila, moze nawet bedziesz chciala wrocic, ale to bedzie tylko przyzwyczajenie, w koncu to 5 lat. Tez mialam taki problem, po 3 miesiacach nawet przespalam sie ze swoim bylym, a po tym bylam juz na 100% pewna ze nie chce z nim byc i ze nic do niego nie czuje. A najlepiej sprobuj inaczej, wyjdz gdzies, rozerwij sie, poznawaj ludzi, przetrzymaj tak jeszcze troche, zobaczysz, poznasz kogos, zakochasz sie i razem ulozycie sobie zycie, tak jak ja Wszyscy mężczyźni są tacy sami, mają tylko różne twarze, żeby można było ich rozpoznać 7 Odpowiedź przez Desire1987 2009-05-28 14:57:19 Desire1987 Przyjaciółka Forum Nieaktywny Zarejestrowany: 2009-05-20 Posty: 1,282 Odp: toksyczny związek z facetem którego nie kocham a moze Ty powinnas do psychologa pójsc? sama sie pogrązasz... " Bo Miłość boli" powiedział zając ściskając jeża... 8 Odpowiedź przez ewka85 2009-05-28 14:59:51 ewka85 Dobry Duszek Forum Nieaktywny Zawód: Grafik komputerowy Zarejestrowany: 2009-05-27 Posty: 110 Wiek: 24 Odp: toksyczny związek z facetem którego nie kocham Desire twoje teksty sa troche nie na miejscu, dziewczynie trzeba wytlumaczyc, poradzic, a nie jeszcze bardziej ja dolowac. Tak, niech idzie do psychologa, wyda kase i to jej pomoze... Ja mysle ze ona wie co robic, ale po 5 latach to nie jest latwe, szczegolnie jak sie nie ma nikogo. ale tak nie moze byc, trzeba sie wyrwac z tego bagna za wszelka cene Wszyscy mężczyźni są tacy sami, mają tylko różne twarze, żeby można było ich rozpoznać 9 Odpowiedź przez nieszczęśliwa 2009-05-28 16:39:58 nieszczęśliwa Niewinne początki Nieaktywny Zarejestrowany: 2009-05-28 Posty: 3 Odp: toksyczny związek z facetem którego nie kochamEwka, bardzo Ci dziękuje za te miłe słowa, ja już kiedyś chodziłam do psychologa, fakt, że było to jeszcze przed tym związkiem, ale wtedy nic mi nie pomógł i nie sądze żeby teraz coś zmieniło się w tej kwestii, po prostu nie wierze w tych "uzdrowicieli", wysłuchają człowieka, zalecą Ci kilka żelaznych sposobów radzenia sobie a i tak ze swoim problemem pozostajesz do końca sam. Ja doskonale wiem co powinnam zrobić, tylko tak jak właśnie piszesz po 5 latach wspólnego bycia, mieszkania, wspólnych spraw jest to naprawdę dla mnie strasznie trudne, do tego jeszcze dochodzi to że jestem bardzo wrażliwa, płaczliwa, wszystko przeżywam, nie mam się tak naprawdę do kogo zwrócić ze swoimi. problemami 10 Odpowiedź przez agol 2009-05-28 19:28:39 agol Słodka Czarodziejka Nieaktywny Zarejestrowany: 2009-05-28 Posty: 185 Odp: toksyczny związek z facetem którego nie kochamWitam! Czytając Twoją wiadomośc aż ciarki przebiegły mi przez plecy! Tak jakbym czytała własną historię związku! Ja zrobiłam miesiąc temu decydujący krok i wyprowadziłam się (przebieg opisałam w wątku "miłośc" na tym forum). Nie wiem czy dobrze zrobiłam, odczuwam okropny ból ale tkwic już w tym dalej nie mogłam! Myślę, że powinnaś zrobic to samo, jeśli będzie mu zależało to wyciągnie wnioski i odnajdzie Cię! Powodzenia! 11 Odpowiedź przez .niezależna 2009-05-28 22:41:47 .niezależna Słodka Czarodziejka Nieaktywny Zarejestrowany: 2009-05-10 Posty: 161 Wiek: 30 Odp: toksyczny związek z facetem którego nie kocham dziewczyno -poradzisz sobie -tylko naprawde musisz chcieć-on czuje władze nad Tobą więć -sama wiesz co to oznacza -Twoje uzależnienie od niego -Twoje zycie sie nie zmieni dopuki sobie nie powiesz dosc tego -zaczynam od nowa-przechodziłam przez podobny układ- wiem jak to trudno sie wyrwac z takiej matni -ale jak spadłam na dno -miałam tylko jedne wyjście -albo nigdy nie wstane albo -do góry i tak pełzłam na powierzchnie i jest coraz lepiej naprawdę .Podnies sobie poprzeczke nie tkwij w takiej stagnacji Nikt nie zasługuje na twoje łzy, a ten kto na nie zasługuje, na pewno nie doprowadzi cię do płaczu 12 Odpowiedź przez Dotta 2009-07-21 22:27:33 Dotta Niewinne początki Nieaktywny Zarejestrowany: 2009-07-21 Posty: 1 Odp: toksyczny związek z facetem którego nie kocham Do nieszczęśliwa:Zaglądasz tu jeszcze? Dokonałam rejestracji bo sama jestem teraz w związkowym dołku, a poza tym przeczytawszy Twoją krótką autoprezentację zauważyłam że jesteśmy szalenie podobne! Też nie mam przyjaciół, jestem skrajnie introwertyczna itp, pomimo tego że lubię ludzi, to odczuwam niechęć do kontaktów z nimi. Jak byś chciała pogadać albo zaprzyjaźniec to mój nr gg: 40 20 429 Pozdrawiam Dorota Strony 1 Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź
Dziewczyna stoi przed dylematem, co zrobić. Fot. Thinkstock Niektóre podejmowane przez nas decyzje mają wpływ na całe życie. Niewątpliwie należy do nich wyjście za mąż, urodzenie dziecka, wybór miejsca zamieszkania, pracy i wielu innych. Czasami są dramatyczne i towarzyszą im skrajne emocje. Nic dziwnego, w końcu waży się nasze być albo nie być. Z poważnym dylematem będzie musiała się wkrótce zmierzyć Kinga - 27-letnia mieszkanka dużego polskiego miasta. Na razie trudno jej podjąć jakąkolwiek decyzję. Poza tym obawia się, że górę wezmą silne uczucia i popełni błąd. Dlatego prosi was o obiektywną ocenę i radę. Poznajcie jej historię. - Od prawie pięciu lat jestem w związku z Tomkiem. Na początku było cudownie. Oboje czuliśmy do siebie miętę i nie mogliśmy wytrzymać bez siebie ani jednego dnia. Różnimy się od siebie niczym ogień i woda, ale wtedy nie przeszkadzało nam to. Dopiero teraz – po latach – wyszło, że ten związek nie był najlepszym pomysłem. Zobacz także: Najpiękniejsze imiona żydowskiego pochodzenia. Pokochasz je, kiedy poznasz ich znaczenie! Fot. Nasze rodziny szybko się poznały i wszystko zdawało się zmierzać ku wielkiemu finałowi, czyli ślubowi. W ciągu tych niespełna pięciu lat związku zdarzyły się pomiędzy nami dwie poważne kłótnie. Raz nawet mieliśmy dwutygodniową przerwę od związku. Ostatecznie wróciliśmy do siebie. Ja sama chyba ze trzy razy planowałam zerwać z Tomkiem. Za każdym razem nie byłam pewna, czy jeszcze go kocham. Nigdy jednak nie odważyłam się na ten krok. Moje życie wydawało się stabilne i bałam się to zniszczyć. Koleżanki w moim wieku narzekały, że trudno poznać kogoś właściwego, a Tomek mimo wszystko był dobrym człowiekiem. I tak przeleciało nam prawie pięć lat. Kilka miesięcy temu Kinga dowiedziała się, że jest w ciąży. To był dla niej szok. Zrozumiała, że nie kocha Tomka, a momentami nawet go... nienawidzi. Zawalił się cały mój świat. Sama świadomość, że urodzę dziecko tak mnie nie przeraża. Instynkt macierzyński odzywał się we mnie od czasu do czasu. Najgorsze jest to, że nie kocham ojca dziecka, które noszę w brzuchu. To dotarło do mnie bardzo szybko. Wyobraziłam sobie, jak Tomek bierze nasze dziecko w ramiona, bawi się z nim, pielęgnuje je i już wiedziałam, że ten związek jest porażką. Od razu pożałowałam, że jednak nie zerwałam z nim wcześniej. Teraz mleko już się rozlało. Tomek ucieszył się na wieść o dziecku i poprosił Kingę o rękę. Kobieta stwierdziła, że potrzebuje czasu do namysłu, czym wywołała kłótnię w obu rodzinach. Fot. Rodzice są na mnie wściekli. Matka pyta się, jak ja to sobie wyobrażam. Liczyłam na jakieś wsparcie czy chociaż zrozumienie z jej strony, ale nic z tego. Powiedziałam jej, że nie kocham Tomka, a ona zdobyła się tylko na komentarz, że teraz nie mam wyboru, bo dziecko jest w drodze i powinno mieć ojca przy boku. Poza tym, jakie życie czeka mnie, jeżeli będę samotną matką? Podobną tyradę wygłosił ojciec. Rodzice Tomka mają do mnie pretensje, a on sam jest rozżalony i powtarza, żebym się nie wygłupiała. On uważa, że moja niepewność wynika z burzy hormonów, a to nie prawda. Jestem pewna, że nic do niego nie czuję. Jedynie niechęć. Na razie nie powiedziałam mu tego. Wie tylko, że nie jestem przekonana do naszego związku. Kinga zastanawiała się, co zrobi, jeżeli odrzuci Tomka. Będę skazana na mieszkanie z rodzicami w ciasnym, dwupokojowym mieszkaniu albo wynajęcie kawalerki i życie od miesiąca do miesiąca. Zarabiam niecałe 3000 zł. Nie wiem, jakby było z alimentami, bo Tomek też dużo nie zarabia. Właściwie jeszcze mniej, ma tylko 2500 zł na rękę. Mieszkanie razem na pewno wyniosłoby nas taniej, bo „teściowe” zaoferowali nam poddasze. Wystarczyłoby zrobić remont i gotowe. Ale to rozwiązanie dobre tylko pod względem finansowym. Nie za bardzo uśmiecha mi się mieszkanie pod jednym dachem z rodzicami Tomka. Największy problem stanowi to, że ja go nie kocham. Myśl, że mam spędzić resztę życia z człowiekiem, z którym coraz trudniej mi się przebywa, przeraża mnie. Ile wspólnych lat nas czeka? 30? 40? 50? Coś aż dosłownie dusi mnie w żołądku. Odkąd wiem o ciąży ciągle płaczę albo chodzę zestresowana. Tomek dzwoni każdego dnia i pyta, czy wreszcie podjęłam decyzję. Rodzice powiedzieli, że przez pierwszy rok mi pomogą, ale jeżeli w końcu nie pójdę po rozum do głowy, nie będę mogła na nich liczyć. Na razie nie jestem w stanie myśleć o tym, co zrobię. Fot. Kinga twierdzi, że ją i Tomka bardzo dużo dzieli. Przez jakiś czas mieszkaliśmy razem. Nie było łatwo. Parktycznie nie mieliśmy o czym ze sobą rozmawiać. Mijaliśmy się. Wolny czas najchętniej spędzalibyśmy inaczej. On przy komputerze, a ja na spacerze bądź innej aktywności fizycznej. On jest introwertykiem, a ja ekstrawertyczką. Ja lubię dłużej pospać, a on woli wstać o 6:00. Tomek woli kotleta z ziemniakami, a ja ryż z warzywami. To niby drobiazgi, ale mają znaczenie w codziennym życiu. Właśnie po tych kilku miesiącach mieszkania pod jednym dachem kilka razy przymierzałam się do porzucenia go. Niektóre znajome mówią, żebym za niego wyszła. Bo trudno będzie mi potem znaleźć faceta. Poza tym pogorszę swoje stosunki z rodzicami. Inne z kolei przekonują, żebym nie robiła nic wbrew sobie i nie przejmowała się ani Tomkiem, ani rodzicami. Dziewczyny powtarzały, że to moje życie i jak sobie pościelę, tak się wyśpię. Dziecko wkrótce pojawi się na świecie i Kinga będzie musiała podjąć jakąś decyzję. Co byście jej doradziły? Czy któraś z was była w podobnej sytuacji? Zobacz także: To zdjęcie z porodówki nigdy nie powinno pojawić się na Facebooku. Widać na nim dziecko i... krocze matki! Ta strona używa plików cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie. Więcej szczegółów w naszej Polityce Cookies. Nie pokazuj więcej tego powiadomienia
Związek powinien dawać radość, jednak nie zawsze tak jest. Co szwankuje między wami, skoro czujesz się nieszczęśliwa? Z autopsji zna to Beata (imię zmieniłam), od czterech lat w związku, od roku zaręczona. „Początkowo wszystko było super. Układało nam się świetnie i nie wierzyłam, że kiedykolwiek się to zmieni. Po dwóch latach zamieszkaliśmy razem i dość szybko dopadła nas rutyna. Mieliśmy coraz mniej czasu dla siebie, trochę się sprzeczaliśmy o codzienne sprawy, ale wmawiałam sobie, że pewnie każda para to przerabia. W końcu się zaręczyliśmy i w zasadzie od tego czasu jest coraz gorzej. Praktycznie się nie dogadujemy, skaczemy sobie do gardeł, nie możemy porozumieć się do co najprostszych spraw. Czuję się w tym związku nierozumiana i jestem nieszczęśliwa. Nie wiem, co mam robić”. W podobnej sytuacji jest wiele internautek, które żalą się na forach dyskusyjnych. „Nie popieram wyciągania tak osobistych spraw na forach, ale jest mi tak źle z powodu bezradności i braku kogoś, kogo mogłabym się poradzić, że postanowiłam jednak napisać o swoim problemie. Jestem z moim mężczyzną ponad dwa lata. Kocham go nad życie, już dawno oswajając się z tym, że jest egoistą. Bywało lepiej, bywało gorzej. Lecz mimo że on wciąż utrzymuje mnie w przekonaniu, że mnie bardzo kocha i dba o mnie najlepiej jak potrafi, ja nie czuję ani odrobiny jego opiekuńczości. Często, kiedy w takich sytuacjach idziemy już spać, płaczę cicho w poduszkę, uświadamiając sobie, że przy tym wielkim uczuciu, jakie wciąż do niego czuję, nienawidzę go zarazem i jestem z nim po prostu nieszczęśliwa”. Źródło nieszczęścia Z badań wynika, że nieszczęśliwych w związku jest aż sześć na dziesięć osób. Cztery osoby na dziesięć zastanawiały się, czy nie zostawić swoich partnerów, a sześć przyznało, że w ich związku można by wiele zmienić. Dlaczego? - Już się nie staracie – to jeden z głównych powodów, przez który wiele osób nie czerpie ze związku radości. Wraz z upływem czasu przestajemy się starać, nie dbamy o partnera i nie robimy nic, by związek był ciekawy. Większość osób przepytanych przez serwis UKDating przyznało, że ich partner nie jest już tak czuły i oddany jak na początku znajomości. Trudno więc, żeby czuć się w takim związku szczęśliwym. Co możesz z tym zrobić? Już samo przyznanie się przed sobą, że nie jesteś w związku szczęśliwa, to krok w dobrą stronę. Ale to nie wystarczy, byś nagle poczuła się lepiej u boku partnera. Podstawą w takiej sytuacji jest szczera rozmowa – jeśli wiesz, co cię unieszczęśliwia i co chciałabyś zmienić, nie bój się powiedzieć temu ukochanemu. Masz prawo wyznać mu wszystko, co leży ci na sercu i liczyć, że wprowadzicie do waszego związku konkretne zmiany. To dobry czas, by zrobić rachunek sumienia i zastanowić się, dokąd zmierza wasza relacja i ile jesteście w stanie w niej zmienić. O tym też nie zapominajcie: - Wspólne spędzanie czasu – to podstawa związku! Czas spędzany osobno też jest ważny, ale relację buduje przede wszystkim czas, który poświęcacie sobie wzajemnie. Wspólny spacer, obiad w restauracji czy rozmowa o tym, jak wam minął dzień, nie wymagają od was wiele, a są w związku nieocenione. - Rozwiązywanie problemów na bieżąco – problemy odłożone na później pozostają nierozwiązane, a z czasem zaczynają narastać. To może bardzo zaszkodzić waszemu związkowi. Dzięki rozwiązywaniu problemów szybko i od razu utwierdzacie się w przekonaniu, że stać was na wiele. - Zainteresowanie partnerem – autentyczne. Chodzi o to, byście oboje interesowali się życiem partnera i brali czynny udział w rozwiązywaniu jego problemów, doradzaniu mu itp. Dzięki temu dasz ukochanemu do zrozumienia, że jest dla ciebie ważny. To naprawdę bardzo dużo! - Czułość i bliskość – bez czułości, pocałunków i seksu nie ma związku. „Mimo że badani potwierdzili, że takie czynniki jak miłe spędzanie czasu, wspólny śmiech, szczerość są ważne, to jednak dla wielu seks jest jednym z ważniejszych czynników, bez którego związek nie jest udany” – stwierdził David Brown z serwisu UKDating. Wprowadźcie coś nowego do sypialni i bądźcie spontaniczni. EPN - Bardzo się od siebie różnicie – na początku znajomości, gdy obie strony są sobą zafascynowane, przymykamy oko na różnice albo w ogóle ich nie dostrzegamy. Gdy jednak zaczyna się proza życia, może się okazać, że różnimy się od siebie tak bardzo, że stworzenie udanego związku okazuje się bardzo trudne. Może być to różnica w zainteresowaniach, potrzebach, planach i życiowych priorytetach, czyli wszystko to, co was od siebie coraz bardziej oddala. Z badań UKDating płyną jeszcze inne wnioski. Czujemy się w związku nieszczęśliwi, gdy mamy wobec siebie różne oczekiwania; nie poświęcamy już sobie tyle uwagi co wcześniej, a nawet wtedy, gdy partner już nam się nie podoba. Ciągniemy więc związek na siłę, z przyzwyczajenia i z powodu różnych zobowiązań. Albo dlatego, że nie chcemy zostać sami. - Dopadła was rutyna – kolejna pułapka, na którą osoby w związku muszą szczególnie uważać. Rutyna jest zjawiskiem normalnym i powszechnym. Gorzej jednak, gdy oznacza moment, kiedy związek przestaje być dla nas źródłem radości i zadowolenia. Negatywnie pojmowana rutyna rozbija uczucie i sprawia, że czujemy się bardzo nieszczęśliwi. W związku brakuje spontanicznych gestów. Rozwiązanie tego problemu wymaga zaangażowania obu stron. - Znudziliście się sobą – przykre, ale prawdziwe. Pisze o tym jedna z internautek: „Jestem z moim facetem dwa lata i dopiero po tym czasie dostrzegam, jaki jest naprawdę. Chyba zwyczajnie znudziły nam się role, jakie zwykliśmy przyjmować na początku znajomości, żeby być bardziej atrakcyjnym, tajemniczym dla partnera”. Znudzenie drugą osobą pojawia się wtedy, gdy się nie staramy i gdy nie zależy nam na uatrakcyjnieniu związku. - Seks się zmienił – z badań serwisu UKDating wynika, że zdaniem trzech czwartych ankietowanych, którzy nie czują się szczęśliwi w związku, po pewnym czasie seks nie wygląda już tak jak na początku. Kochamy się jedynie od czasu do czasu i to często jedynie z poczucia obowiązku. W łóżku zachowujemy się egoistycznie; brakuje czułości, zainteresowania partnerem czy kreatywności. Ta strona używa plików cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie. Więcej szczegółów w naszej Polityce Cookies. Nie pokazuj więcej tego powiadomienia
jestem z facetem którego nie kocham